Chociaż sama koncepcja NFT w niektórych przypadkach wydaje się mieć sens (np. prace artystyczne w formie cyfrowej), to w początkowym okresie od pojawienia się tej technologii, niewymienne cyfrowe tokeny stały się przedmiotem swoistego “inwestycyjnego szaleństwa”. Wiele wskazuje na to, że powoli dobiega ono końca.
Przyznaje, że do NFT podchodziłem i nadal podchodzę z pewnym dystansem. Technologia ta zbyt szybko stała się narzędziem w ręku osób, które liczyły na szybki zysk. Nakręcani przez internetowych coachów kupowali w formie NFT co się dało… i dziś często nie bardzo wiadomo co z tym zrobić, bo cyfrowych tokenów jakoś nikt nie chce odkupować. Równolegle z rozwojem kryptowalut, tokeny niewymienialne były często reklamowane jako kolejna wielka rzecz wyłaniająca się z technologii blockchain. Wydaje się, że te nadzieje i marzenia internetowych inwestorów kończą się – i widać to w danych statystycznych.
Według The Wall Street Journal, opartych o dane zebrane przez serwis NonFungible.com, sprzedaż NFT spadła o 92% od września 2021 r. Zaledwie osiem miesięcy temu codziennie sprzedawano średnio 225 000 NFT. Ta dzienna średnia wynosi obecnie zaledwie 19 000 zarejestrowanych sprzedaży, podczas gdy liczba aktywnych portfeli na rynku NFT również spadła do zaledwie 14 000, co stanowi 88% spadek w porównaniu z listopadem 2021 r. Gazeta wskazuje, że obecnie na rynku NFT widzimy pięciokrotną przewagę podaży nad popytem. Mówiąc wprost – niewiele osób chce inwestować w NFT.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiały się sygnały, że coraz większa liczba nabywców NFT zdaje sobie sprawę, że ich inwestycje mogą się nie zwrócić. Na przykład NFT pierwszego posta Jacka Dorseya na Twitterze z wysoką ceną wywoławczą 48 milionów dolarów nie znalazło nabywcy – mimo różnych ofert składanych raczej w formie żartu.
Czy to koniec NFT? Nie. Ta technologia będzie wykorzystywana dalej, ale może zostać sprowadzona do tego, czym być powinna, rzeczywistym wyróżnieniem “tej pierwszej” cyfrowej formy jakiegoś obiektu, dzieła artystycznego itd.
