Strona w budowie, zapraszamy wkrótce...

Zapraszamy już za:

[wpdevart_countdown text_for_day="Dni" text_for_hour="Godzin" text_for_minut="Minut" text_for_second="Sekund" countdown_end_type="date" font_color="#000000" hide_on_mobile="show" redirect_url="" end_date="21-09-2020 12:00" start_time="1600339301" end_time="0,1,1" action_end_time="hide" content_position="center" top_ditance="10" bottom_distance="10" ][/wpdevart_countdown]

Strona w budowie, zapraszamy wkrótce...

Wyjątkowa akcja wrocławskiego dystrybutora #AByrazem, szczegóły tej niezwykłej akcji ujawnia nam sam Prezes Grupy AB S.A. i zapowiada kolejne działania.

Akcja abyrazem, rozpoczęta wiosną 2020 roku to znakomity przykład społecznej odpowiedzialności biznesu. Nagrodziliśmy te działania statuetką it champion. I to właśnie na temat tej akcji rozmawiałem z Prezesem Zarządu Grupy AB S.A., Andrzejem Przybyło.

 

Idea CSR wciąż nie zawsze znajduje pełne zrozumienie zarówno po stronie biznesu jak i w oczach tzw. przeciętnego Kowalskiego. Na szczęście widać, że to zmienia się w ostatnim czasie. Przeprowadzona przez AB S.A. akcja AByrazem okazała się już spektakularnym działaniem. Czy byłby Pan w stanie przybliżyć naszym czytelnikom na czym polega i kto był pomysłodawcą?

Pomysł na akcję AByrazem narodził się jednocześnie u różnych osób w naszym zespole. Widzieliśmy, co dzieje się we Włoszech, jakie dramaty tam się rozgrywają. Było jasne, że to tylko kwestia czasu, kiedy COVID trafi też do Polski. Nie mogliśmy stać z boku i tylko się przyglądać. Służba zdrowia na całym świecie stanęła przed kolosalnym wyzwaniem. Uznaliśmy, że trzeba pomóc. Tam, gdzie zwolniły się moce przerobowe z powodu zdalnej pracy, pojawiła się szansa na innego rodzaju działania. I właśnie z taką inicjatywą przyszli do mnie pracownicy. Było to właśnie to, co sam chciałem też wdrożyć.

 

Firmowa telepatia?

Coś takiego. Firmowe wartości, firmowe myślenie. Przystąpiliśmy więc do planowania i działania. Wszystko odbywało się spontanicznie, z pełną energią, z narzuconymi sobie przez wszystkich zakresami odpowiedzialności. Działanie było szczere, oddolne, niewymuszone, a więc i wysoce zmotywowane. To ogromna wartość.

 

Udało się też nakłonić do współpracy producentów, prawda?

Tak. To było bardzo przyjemne doświadczenie, bo mieliśmy bardzo mocny odzew z ich strony. Tam gdzie mogli pomagać, to pomagali, także udostępniając kontakty. Wtedy nieraz cenniejsze niż pieniądze.

 

Pieniądze, pieniędzmi, one oczywiście rozwiązują część problemów, ale nie wszystkie, co zresztą było widać w przypadku zamówień publicznych na sprzęt medyczny. Pana firmie udało się zdobyć m.in. respiratory, które wówczas były towarem ekstremalnie wręcz deficytowym. To chyba wszyscy zauważyliśmy po tym, w jak egzotycznych źródła respiratorów szukał sektor publiczny. Tymczasem AB, firma prywatna, była w stanie ten sprzęt znaleźć, zakupić i dostarczyć w ramach akcji AByrazem. Skąd ten rozdźwięk?

Gdy zaczęliśmy szukać respiratorów miałem pewne deja vu. Zobaczyłem sytuację rodem z moich początków w biznesie – w końcówce PRL-u, kiedy zajmowałem się pracami alpinistycznymi. Wie pan dlaczego?

 

Ja tamtą epokę pamiętam bardzo słabo. Gdy upadał stary system miałem 5 lat.

Wówczas problemem nie był brak pieniędzy, ale zdobycie towaru. Nauka zaczerpnięta z tamtego okresu okazała się pomocna. Wiem, że w takich realiach trzeba stawiać na sieć kontaktów, być bardzo elastycznym, szybkim, zdecydowanym. Przy respiratorach pieniądze oczywiście też były ważne, ale dokładnie tak jak wtedy pieniądza było za dużo, a respiratorów brakowało. W efekcie pewne rzeczy trzeba było robić podobnie jak trzy dekady temu.

 

Witać to nawet w języku, bo my od początku naszej rozmowy mówimy raczej o “zdobywaniu” respiratorów, a nie o ich “kupowaniu”. Czyli, jak rozumiem, kontakty okazały się na wagę złota. Jak się domyślam trzeba było pewnie pociągnąć za przysłowiowe sznurki w Chinach?

Tu było konieczne niesztampowe myślenie i działanie. W Chinach owszem, znajdują się wytwórcy OEM, produkujący pod różnymi markami, są tam wielkie fabryki. Ale ten kierunek był niesamowicie oblegany, bo to kierunek domyślny. A inne kraje już wcześniej niż Polska zaczęły doświadczać koronawirusa. Nie było już dostępnego jakościowego sprzętu, obserwowaliśmy bardzo nieeleganckie zachowania w zdobywaniu sprzętu, mówiąc bardzo dyplomatycznie. Można było natomiast kupić w Chinach bardzo dużo sprzętu, który był nieznany. Dla nas to było zbyt ryzykowne. I jak się okazało, intuicja nam pomogła, uratowała przed pochopnymi decyzjami. Wiele firm, które chciały pomóc, a nawet rządy wielu państw niestety popełniły ten błąd, stąd wiele afer – niedziałające testy na COVID, miliony niecertyfikowanych maseczek, nieużyteczne respiratory czy inny sprzęt medyczny.

Cała ta sytuacja była też niebezpieczna, bo uwidoczniły się na świecie najgorsze cechy ludzkie, pojawiło się żerowanie na ludzkiej tragedii. Były masowo podrabiane nie tylko certyfikaty, ale i atesty. My byliśmy więc bardzo ostrożni i konsultowaliśmy się na bieżąco z ekspertami, z medykami. Racjonalnie założyliśmy też, że musimy podjąć wysiłek zbadania rzeczywistych potrzeb służby zdrowia, a nie kupować sprzęt dla samego kupowania, bez gwarancji, że ten sprzęt będzie dobrze służył. Szybko okazało się, że należy szukać sprzętu, który będzie pasował do ekosystemu panującego w danym środowisku. I takiego, który rzeczywiście przyniesie pomoc, a nie stanie się kulą u nogi.

 

Trochę jak w naszej branży? Różne rozwiązania są lub nie są kompatybilne z innymi?

Podobnie, ale w branży medycznej jest pod tym względem znacznie trudniej.  Oczywiście krótkoterminowo każdy respirator może w jakimś stopniu pomóc. Ale parametry sprzętu, dostępność części zużywalnych, dostępność serwisu to bardzo ważne aspekty. Podobnie jak zbieżność z istniejącą bazą sprzętu w danym szpitalu. W asortymencie medycznym jest tak niestety, że różne systemy są niekompatybilne. Tam nigdy nie dokonała się taka przemiana rynku i standaryzacja, jaką np. w latach 80. naszej branży zapewnił IBM. Nie ma tego znormalizowani i są bardzo różne końcówki. Pamięta Pan pewnie problemy we Włoszech, gdzie musieli na drukarkach 3D dodrukowywać końcówki, bo producent zażyczył sobie nagle tysiąc euro za sztukę, gdzie koszt realny produkcji to dosłownie eurocenty? Wspomniany serwis, dostępność części zamiennych, obsługa oraz po prostu użyteczność w leczeniu pacjentów to najważniejsze kwestie i jednocześnie nie takie oczywiste przy kupowaniu sprzętu w okresie pandemii. Dzięki ścisłym kontaktom z lekarzami uniknęliśmy nietrafionych zakupów. Szukaliśmy respiratorów nie tylko w Chinach, gdzie, nota bene ceny wzrosły 4-5-krotnie na fali spekulacji i chaosu. Niektórzy kupowali „respiratory”, które przeznaczone były jedynie dla astmatyków, do zastosowań domowych, które w naturalny sposób zbytnio nie pomagają chorym na COVID-19. Sprzedawcy w Chinach sprzedawali te urządzenia, warte parę tysięcy złotych, za cenę rzędu 170 tys. zł, czyli w cenie wyższej nawet od standardowych cen respiratorów, które są szczytowymi osiągnięciami technologii medycznej w tym obszarze. Ostatecznie udało nam się zdobyć sprzęt światowych producentów. Oczywiście, nie było łatwo, a różni inni kupujący z innych krajów mocno próbowali przekierować dostawy do siebie – dwa razy tak straciliśmy respiratory, które już jechały do Polski.

Finalnie zdobyliśmy w rozsądnej cenie respirator, który był najnowocześniejszym respiratorem w Polsce. I zdobyliśmy go razem z całym pakietem materiałów zużywalnych, części zamiennych. Umożliwia bardzo precyzyjne obrazowanie stanu płuc, ma też niezużywalny czujnik tlenu oraz tryb dwupoziomowej wentylacji. Ma też moduł do pomiaru metabolizmu i wyznaczania zapotrzebowania energetycznego pacjenta, czyli pozwala na dobór optymalnej diety. Może być stosowany w leczeniu nie tylko osób dorosłych, ale nawet dla noworodków, co nie jest takie oczywiste przy respiratorach. Zdobyliśmy sprzęt do ratowania najcięższych przypadków, gdzie życie wisi na włosku. Tu słabsze respiratory mogą nie uratować życia. Ten sprzęt będzie codziennie komuś pomagał, nawet wiele lat po obecnej pandemii. To była duża satysfakcja. Potem poszliśmy za ciosem i dzięki swoim kontaktom szukaliśmy dalej i używaliśmy wszelkiej perswazji, aby zdobywać kolejne respiratory. Wskazywaliśmy też na umykającą firmom medycznym w pandemii kwestię, że warto wykorzystać ten moment na wyposażanie najlepszych polskich szpitali.

 

 

Kwestia kompatybilności, o której była mowa wcześniej?

Tak. Kiedyś przecież pandemia się skończy, a sprzęt pozostanie. A obecny już sprzęt w danej placówce otwiera drzwi do kolejnych zakupów. Przecież duże szpitale mają sprzęt warty setki milionów, a nawet ponad miliard złotych. Zdobyliśmy kolejne respiratory. Tym razem sukces nas nieco przygniótł, bo pomimo wszystkich utrudnień, mogłem zdobyć aż sześć sztuk. Tyle, że jako firma giełdowa nie mieliśmy budżetu na wszystkie sztuki – mamy inwestorów i presję na generowanie zysków. AB nie jest moją prywatną firmą, a przecież pozostałych akcjonariuszy darzę wielkim szacunkiem. Dlatego postanowiliśmy wciągnąć w nasze działanie partnerów, bo takiej okazji nie mogliśmy wypuścić z ręki.

Zaczęliśmy natychmiast dzwonić, w pierwszej kolejności do banków, z którymi współpracujemy od lat, mamy dobre relacje. Byłem przekonany, że respiratory rozejdą się na pniu. Pierwsza reakcja była w miarę pozytywna. Okazywało się jednak na przykład, że budżetem na tego typu działania CSR zarządza zagraniczna centrala danego banku, lokując środki w tak ekstremalnej sytuacji, jaką jest pandemia koronawirusa, we własnym kraju. Kiedy już wydawało się, że trzeba będzie zrezygnować z części respiratorów, nadszedł przełom. Od wielu lat mamy znakomite relacje biznesowe z BZ WBK, czyli dzisiaj Santander Bankiem. Okazało się, że ten bank również ma swoją oddolną akcję o podobnym charakterze jak nasze #AByrazem, pracownicy sami robili zbiórki w oddziałach wśród siebie i klientów. Mieli też budżet. Dołączyli do naszych działań. Pojawił się też kolejny partner. Wspólnie kupiliśmy wszystkie sześć respiratorów. Satysfakcja była zatem ogromna, bo nie wypuściliśmy żadnego urządzenia z rąk.

 

Rozmawiamy o respiratorach, natomiast to nie jest jedyna rzecz, która w  ramach akcji AByrazem została do służby zdrowia przekazana. Tego było dużo więcej, z wielu różnych kategorii. Bardzo dobrze znaliście potrzeby służby zdrowia.

Bardzo dużo pracy zostało włożone w to, aby rozpoznać faktyczne potrzeby i na nie odpowiedzieć. One nie były często takie zupełnie oczywiste. Najbardziej nośne hasła to  maseczki, rękawiczki, respiratory… Jednak okazało się, że w pewnym momencie luka już się zapełniła, a zapotrzebowanie zmieniło się. Nawet w szpitalach, które miały dobre zaopatrzenie medyczne, wartością okazały się choćby małe butelki z wodą z tzw. dziubkami – dla starszych osób, aby mogły samodzielnie pić – personel medyczny nie był w stanie odpowiednio zająć się nimi w natłoku obowiązków. Pojawiło się też zapotrzebowanie na telefony komórkowe, bo jak Pan wie, oddziały COVID-owe mają pełną izolację. Wielu starszych pacjentów nie miało jednak własnych telefonów. Tutaj pomogły firmy Lenovo i Motorola. Lenovo włączyło się też do #AByrazem przy okazji notebooków. Bo i takie, nieoczywiste przecież, zapotrzebowanie się pojawiło. Tym razem dla lekarzy w strefach skażonych. Ten wirus potrafi przeżyć długo na niektórych powierzchniach, dlatego wynoszenie laptopa z tych stref jest praktycznie niemożliwe – odkażanie byłoby kłopotliwe, czasochłonne i do tego niekoniecznie skuteczne, bo przecież sprzętu komputerowego nie można zamoczyć. Zorganizowaliśmy więc laptopy do tych stref, aby lekarze mogli normalnie pracować. Inne zapotrzebowanie na laptopy pojawiło się ze strony starszych lekarzy. Spora część personelu medycznego to doświadczone osoby w wieku 60+. Wówczas wielu z nich, jako podlegający ryzyku, było kierowanych do domów. To lekarze, oni chcieli pomagać, być w kontakcie online ze swoimi kolegami i pacjentami. Byli w stanie nieść pomoc zdalnie, odciążając w niektórych kwestiach młodszych lekarzy pracujących na miejscu. Potrzebne klawiatury i myszki przekazał Logitech. Ogólnie wielu producentów IT nas wspomagało i wspomaga w akcji AByrazem. Wielu z nich chce jednak pozostać w cieniu, co oczywiście szanujemy. Nikt z nas nie robi przecież takiej akcji dla poklasku. Każdy pomagał w różnym stopniu, mając też różne możliwości. Wszystkim ogromnie dziękujemy, razem możemy bowiem zdziałać dużo więcej dobrych rzeczy.

Dzięki temu, że mamy w naszej grupie spółkę Rekman, mogliśmy pomóc też dzieciom na oddziałach szpitalnych, dając im mnóstwo zabawek, aby lepiej przeszły ten trudny czas.

Nasza załoga była w kontakcie codziennym z placówkami walczącymi z COVIDem. Dowoziliśmy różne rzeczy, czasami nawet specjalne artykuły spożywcze. Dowiedzieliśmy się o każdej nieoczywistej kwestii od ludzi z pierwszej linii frontu walki z pandemią. Proszę zauważyć, że wieli pracowników szeroko rozumianej ochrony zdrowia, w tym np. stacji pogotowia, decydowało się na samoizolację. Bali się o swoje rodziny. Część postanowiła dosłownie żyć w pracy – nocować, spać, pracować i funkcjonować na miejscu. Potrzeby były więc życiowe: kuchenki mikrofalowe, lodówki, zmywarki, czajniki. Cały ten sprzęt pozwalający dać jakąś namiastkę normalnego życia. W placówkach służby zdrowia pracują pełni poświęcenia ludzie i trzeba było im pomóc, wspierać ich. Ruszyliśmy z dostarczaniem małego i dużego AGD, przy czym również mieliśmy duże wsparcie producentów.

 

 

Kto w szczególności włączył się w akcję AGD?

Wymienić na pewno trzeba takie firmy jak Sharp, Whirlpool, Gorenje, Toshiba, Brita, Megabajt i Winix. Firm było oczywiście dużo więcej. Dzięki temu udało się dużo zrobić. Dostarczyliśmy setki sztuk sprzętu AGD po całej Polsce, do takich dalekich miejsc jak Międzyzdroje/Świnoujście, a w drugą stronę aż za Bochnię. To naprawdę duża satysfakcja. Mieliśmy bardzo dużo podziękowań ze strony dyrekcji SOR-ów, stacji pogotowia, DPS-ów czy samych pracowników służby zdrowia. Znakomicie jest widzieć pozytywny odzew na swoje działania.

 

Jaka była skala darowizn sprzętu AGD?

Skala przerosła nasze pierwotne oczekiwania. Wysłaliśmy setki sztuk sprzętu AGD, a darowizny były tak duże, że musieliśmy organizować dedykowane transporty.

 

Ile osób ze strony AB wzięło udział w tym projekcie?

Ponad 100 osób włączyło się operacyjnie do tworzenia akcji #AByrazem. Mówiliśmy o załatwianiu rzeczy czy porozumiewaniu się z producentami – to oczywiste. Ale potrzebna była też logistyka, bo musieliśmy sami dowozić i instalować sprzęt, inaczej by to nie zadziałało. Ekipa jeździła więc po Polsce. Są też formalności, których jest przy takich działaniach dużo. Tak wiele osób się zaangażowało, dlatego mocno ucieszyła nas nagroda państwa redakcji. Dla nas wszystkich, dla całego zespołu AB to jedna z najważniejszych nagród, jakie dostaliśmy w swojej historii!

 

To było kilka miesięcy temu, i wtedy ta sytuacja też była nieco inna. Wówczas się wydawało, że już jest dramatycznie, ale w porównaniu obecną skalą, nie tylko w Polsce ale w ogóle na świecie, to był jeszcze stan rzeczy dosyć łagodny. Dzisiaj zachorowań jest wielokrotnie więcej. Główne braki dziś to nie sprzęt, a personel – to problem, którego się nie da szybko rozwiązać. Czy pojawiają się wciąż ze strony placówek, z którymi Państwo współpracowaliście, że coś jest jeszcze potrzebne, są jakieś zapotrzebowania sprzętowe?

Oczywiście! Dlatego #AByrazem cały czas jest aktywne i pomaga. W ostatnich tygodniach dokonaliśmy kolejnych darowizn. Warto jednak zaznaczyć, że szpitale niekoniecznie  oczekują od nas bezpośredniego wykładania gotówki, ale częściej pomocy w rozwiązaniu konkretnych kwestii. Bo AB jest silne w wielu obszarach, ale jest silne również siłą swoich partnerów.  Dobrym przykładem jest kwestia druku. Tu udało się pomóc w kontakcie z HP, którego to producenta urządzenia trafiły właśnie do szpitali.

Zapotrzebowanie stale się zmienia. Sygnał, który płynie od naszych zaprzyjaźnionych placówek jest taki, że w tej chwili nie potrzebują respiratorów. Wąskie gardła dziś to np. bronchofiberoskopy, wideolaryngoskopy czy urządzenia USG, które są w najczęściej w pojedynczych egzemplarzach. A to oznacza, że po każdym użyciu w strefie skażonej muszą być mozolnie odkażane. To jest zupełna strata zasobów, strata czasu, niemożność pomagania pacjentom. A do tego nie ma gwarancji, że transmisji wirusa na innych pacjentów nie będzie. Dlatego takich sprzętów potrzeba więcej. I je właśnie też organizujemy.

 

Końca pandemii jakoś nie widać i muszę zapytać o perspektywę na rok 2021. To pewne, że skutki pandemii jeszcze nas dotkną. Czy AB zamierza pomagać również w przyszłym roku?

Oczywiście. Nasz plan od początku był taki, że chcieliśmy pomóc dobrze, a nie szybko. Chcieliśmy i chcemy zrobić coś pożytecznego, a nie widowiskowego. Wiele firm poszło w medialny hałas, ubieranie marketingowe. Ale to nie był i nie jest nasz cel. W najczarniejszych myślach nie sądziłem, że będziemy mieli nawet po 30 tys. zakażeń dziennie.  Jesteśmy w trakcie planowania, co zrobić na przyszły rok. Wiem jedno, na pewno będziemy wspierali walkę z pandemią. Mamy jednocześnie wielką nadzieję, że szczepienia przeciwko koronawirusowi rozwiążą problem i być może właśnie w roku 2021 będziemy mogli już finalnie podsumować akcję #AByrazem. Życzę zatem nam wszystkim, aby pandemia jak najszybciej się skończyła.

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

POLECANE

3,272FaniLubię
10,608ObserwującyObserwuj
1,570SubskrybującySubskrybuj

NOWE WYDANIE

POLECANE

NAJNOWSZE