Strona w budowie, zapraszamy wkrótce...

Zapraszamy już za:

[wpdevart_countdown text_for_day="Dni" text_for_hour="Godzin" text_for_minut="Minut" text_for_second="Sekund" countdown_end_type="date" font_color="#000000" hide_on_mobile="show" redirect_url="" end_date="21-09-2020 12:00" start_time="1600339301" end_time="0,1,1" action_end_time="hide" content_position="center" top_ditance="10" bottom_distance="10" ][/wpdevart_countdown]

Strona w budowie, zapraszamy wkrótce...

RECENZJA: Huawei MateBook X – Mały, lekki, bezgłośny, pięknie i niezwykle starannie wykonany. Przetestowaliśmy najlżejszy laptop premium od Huawei.

Gdyby MateBook X był samochodem, zapewne byłby eleganckim autem segmentu premium – wykonany niezwykle starannie, zaprojektowany przez najlepsze studia designu motoryzacyjnego i… trochę jednak słabszym niż należałoby oczekiwać silnikiem. Pytanie tylko, czy tej klasy auto ma bić rekordy prędkości czy rekordy dobrego wrażenia? 

 

Kiedy niemal dwa lata temu miałem mieć pierwszy kontakt z laptopem marki Huawei, byłem zainteresowany. Zaciekawiło mnie jak producent, którego większość użytkowników kojarzy ze znakomitych smartfonów, radzi sobie z produkcją laptopów. Wówczas, obcując 2 tygodnie z MateBookiem 13, w tym zabierając go na kilkudniową podróż do Barcelony na MWC, nie tylko przekonałem się do tej lekkiej konstrukcji, ale uznałem, że to jeden z najlepszych laptopów klasy ultramobilnej, z jakimi miałem do czynienia. Od tego czasu premiera każdego laptopa ze stajni Huawei wzbudza moją ciekawość – bo niemal zawsze są to konstrukcje znakomicie dopasowane do określonego zestawu zadań, będące w absolutnej czołówce w swojej klasie. Najnowszy Huawei MateBook X to model, który producent umieścił w hierarchii nieco wyżej niż MateBooka 13, ale niżej niż MateBook X Pro. Czyli, przynajmniej nominalnie, gdzieś pomiędzy świetnym i doskonałym. 

 

 

Huawei MateBook X z zewnątrz

 

Nawet to jak zapakowany jest MateBook X zdradza jego przynależność do wyższej półki. Sprzęt dostajemy w małym, białym kartonie, spakowanym do większego pudełka zabezpieczającego cenną zawartość przed fantazją firm kurierskich. Biała kolorystyka opakowania i dołączonych akcesoriów przywodzi na myśl rozwiązania Apple. 

 

 

Nie bez przyczyny rozpocząłem od porównania MateBooka X to samochodu klasy premium. Nie wiem kto zajmuje się projektowaniem designu laptopów Huawei, ale bez wątpienia grają one nie w pierwszej lidze, a w ekstraklasie i to w samej czołówce, mając stosunkowo niewielu rywali, pokroju Dell XPS czy HP Spectre. Stylistycznie najbliżej tu jednak do laptopów Apple’a, co jest właściwie normą w przypadku komputerów Huawei. Mamy więc obudowę o nieprzeciętnie smukłym kształcie, bardzo duży touchpad, pozbawiony ramek ekran i dużą, jak na rozmiary urządzenia, klawiaturę. Wszystko dopasowane do siebie w niezwykle estetyczny sposób.

 

Obudowę komputera wykonano ze stopu magnezowo-aluminionwego, pokrytego srebrną farbą z jakby perłowym połyskiem. Na środku pokrywy umieszczono srebrne, odblaskujące logo producenta. Komputer jest przy tym niezwykle kompaktowy. Mierzy jedynie 207 x 286 x 16 mm grubości. Tak, to nie jest błąd, 16 mm grubości – i to gdy uwzględnimy gumowe nóżki. Masa urządzenia to zaledwie 1016 gramów. MateBook X jest więc nie tylko pięknie zaprojektowany. Jest też bardzo mały, co czyni go znakomitym wręcz kompanem dla bardzo mobilnych osób. Szkoda, że nie istniał w czasach moich studiów… 

 

 

Jedyne porty, jakie znajdziemy w Huawei MateBook X to dwa USB-C/Thunderbolt 3 oraz audio-combo 3,5 mm. Niewiele? Owszem. Brak USB-A to jednak nie fanaberia, a rzecz podyktowana smukłością obudowy. Huawei zapewne liczy na to, że wkrótce urządzenia na USB-C staną się bardziej popularne. 

 

Akcesoria

 

Wspominałem o akcesoriach – wewnątrz znajdziemy kabel USB-C, ładowarkę USB-C oraz specjalny moduł, za pomocą którego z USB-C zrobimy USB-A, Kolejne USB-C, D-Sub oraz HDMI.Przejście w stronę masowego stosowania USB-C będzie trwało jeszcze lata i jest uzależnione właśnie od producentów peryferiów. Dlatego też moduł ten jest właściwie niezbędnym, jeśli chcemy korzystać z większości współcześnie używanych urządzeń peryferyjnych – nadal korzystających z USB typu A. Tego typu gniazda MateBook X po prostu nie posiada. 

 

 

A gdzie gniazdo ładowania? Ano, nie ma. To znaczy jest, ale nie osobne, bo za ładowanie odpowiadają porty USB-C/Thunderbolt 3 właśnie. Oznacza to, że podpięty do ładowania MateBook X, jeśli nie użyjemy wspomnianego wyżej modułu, pozostawia nam wyłącznie jeden port USB-C/Thunderbolt 3. Niewiele.

 

 

I to właśnie ten minimalizm może być dla części użytkowników wadą. Dla mnie jest neutralny, nie będąc ani wadą, ani zaletą. Sam posiadam laptopa, którego podłączam do stacji dokującej USB-C, w którą wpięte mam całe środowisko pracy – monitor 4K, klawiaturę, mysz, kabel sieciowy. Takie rozwiązanie jest wygodne i niesie jeszcze jedną korzyść. Na wyjazdy można nie zabierać dodatkowej ładowarki dla telefonu czy bezprzewodowych słuchawek. 

 

 

Huawei MateBook X – klawiatura, touchpad, głośniki, kamera

 

Klawiatura w laptopie z definicji stworzonym do pracy, a takim jest MateBook X, to niezwykle istotny element całości urządzenia. Klawisze są wykonane z przyjemnego w dotyku tworzywa sztucznego w kolorze czarnym. Pod wieloma względami przypomina tę, którą Huawei zastosowało w MateBooku 13. Podstawową różnicą jest jeden, specjalny klawisz umieszczony pomiędzy F6 i F7. Skrywa on bowiem kamerę internetową (o niej nieco później). Jak na tak cienkiego laptopa, klawiatura w MateBook X charakteryzuje się bardzo przyjemną charakterystyką, z dość głębokim skokiem i miękkim finiszem. Dzięki temu, pisząc na Huawei MateBook X, nie miałem wrażenia, które zdarza się w kontakcie z ultrabookami, że uderzam palcami w deskę.

 

 

Oczywiście, z racji wielkości urządzenia, odstępy między klawiszami są stosunkowo niewielkie i przesiadając się z mojego 15,6” calowego Swift 5 SF515, potrzebowałem chwili by się przestawić na mniejsze klawisze. Po godzinie pisania mogłem śmiało stwierdzić, że klawiatura w Huawei MateBook X jest nieco przyjemniejsza w użyciu. Bardziej miękka, o bardzo stabilnych klawiszach, generujących też nieco cichszy dźwięk podczas pracy. Klawiatura jest oczywiście podświetlana. 

 

Touchpad w Huawei MateBook X jest nieco inny niż w MateBooku 13. Szerszy, o bardziej gładkiej powierzchni, a przy tym kończący się dokładnie z krawędzią obudowy. Nadaje to charakterystycznego wyglądu otwartego laptopa, ale też sprawia, że otworzenie zamkniętego MateBooka X jest łatwiejsze. Urządzenie jest bardzo precyzyjne i wymaga dosłownie kilkuminutowego kontaktu by się przyzwyczaić. Chociaż, zgodnie z przyjętą kilka lat temu modą, Huawei zintegrowało przyciski z płytką dotykową, nie wpłynęło to negatywnie na funkcjonalność. Producent zresztą nazwał touchpad w tym modelu Touch Clickpad i chyba dobrze oddaje to jego funkcjonalność. 

 

 

W MateBook X część rzeczy poukrywano. Aż dwie – właśnie w touchpadzie. Pierwszym jest sensor rozwiązania Huawei Share, które umożliwia błyskawiczną synchronizację między laptopem i telefonem tego samego producenta. Dwie małe dziurki od frontu, pod touchpadem, skrywają mikrofony do wideorozmów. 

 

Inną ukrytą cechą w Huawei MateBook X jest czytnik linii papilarnych. Chiński producent od lat uchodził za lidera w tej dziedzinie jeśli chodzi o smartfony. W laptopach chyba też zasługuje na laury, bowiem czujnik zastosowany w MateBook X jest nie tylko szybki, ale i rozsądnie umieszczony. Znajdziemy go bowiem w przycisku uruchamiającym komputer. To sprawia, że np. wybudzenie urządzenia nie wymaga nawet zdejmowania palca z przycisku przy logowaniu. To naprawdę bardzo wygodne. 

 

 

Huawei ukryło też kamerę. Ta, jak wspomniałem wcześniej, znalazła się w klawiszu pomiędzy F6 i F7. Ma ona rozdzielczość 720p i oferuje znośną jakość obrazu. Niestety, producenci laptopów nadal nie odkryli, że w 2020 roku dobrej jakości kamera internetowa może być cechą “sprzedającą” cały komputer. Spodziewałem się, że Huawei, firma która tworzy jedne z najlepszych aparatów w smartfonach, wykorzysta to doświadczenie w swoim lekkim laptopie. Niestety – kamera mieści się w laptopowych standardach (no, może odrobinę lepiej wypada przy średnim natężeniu światła niż większość. Dodatkowo jej lokalizacja powoduje dość dziwne ujęcie od dołu. 

 

 

Głośniki w cienkich laptopach na ogół są, mówiąc delikatnie, niezbyt porywające jakością brzmienia. Fizyki nie da się oszukać, więc z małej objętości nie da się uzyskać wyjątkowo dobrego i głośnego dźwięku. Huawei zdołało jednak zdecydowanie wyjść poza średnią, instalując w MateBook X cztery głośniki, po dwa na stronę. Nie są duże, ale ści generują przyzwoitej jakodźwięk, dość głośny (ponad 80 dB), chociaż oczywiście bez tonów niskich.

 

 

Huawei MateBook X – ekran

 

Na zastosowanym panelu Huawei nie oszczędzało. 13-calowe dzieło koncernu Japan Display, o rozdzielczości 3000 x 3000 korzysta z technologii LTPS i generuje naprawdę świetnej jakości obraz. Charakterystyczne proporcje 3:2, dziś będące cechą wyróżniającą kilku laptopów premium, a wiele lat temu będące standardem, oznaczają m.in. znacznie bardziej wygodną pracę z dokumentami tekstowymi.

 

Na pochwałę zasługują kąty widzenia, które ogranicza właściwie jedynie optyka. Zbliżając się powoli do 180° wciąż widzimy obraz na ekranie, ale kilka stopni przed tą nieprzekraczalną granicą ten staje się niewyraźny – z oczywistych przyczyn. 

 

Świetnie wygląda tu także jasność ekranu – wynosząca maksymalnie 402 cd/m2. Różnica między najjaśniejszym i najciemniejszym punktem, przy maksymalnej jasności, nie przekraczała 25 cd/m2. W “moim” egzemplarzu najjaśniejszy okazał się lewy górny narożnik, najciemniejszy zaś prawy dolny. 

 

Odwzorowanie barw stoi na wysokim poziomie. Paleta sRGB jest tu reprodukowana w 98%, Adobe RGB w 67%, a DCI-P3 w 70%. Na pochwałę zasługuje odwzorowanie czerni, o rzeczywiście niskiej jasności wynoszącej 0,12 cd/m2. 

 

Panel przykryto warstwą odpowiadającą za obsługę dotykową, a następnie zabezpieczono szkłem. Efektem są oczywiście odblaski. Utrudniają one pracę na zewnątrz, w pełnym słońcu. Sytuację trochę ratuje wysoka jasność ekranu, ale i tak polecam raczej schronienie się w cieniu. Samo sterowanie dotykowe działa poprawnie, co więcej, obsługuje gesty, więc można tu dość szybko wykonać różne proste operacje jak np. zaznaczanie tekstu. 

 

Huawei MateBook X – specyfikacja wewnętrzna

 

Pewnym zaskoczeniem w laptopie wydanym już u schyłku 2020 roku jest wybór 10 generacji procesorów Intel Core, Comet Lake-U. Intel zdołał już wypuścić nowsze procesory o znacznie nowocześniejszej budowie, czyli Tiger Lake-U. Także AMD posiada całkiem udane jednostki z tego segmentu. Wreszcie, Intel ma też w swoim portfolio udane procesory klasy Y – Amber Lake, które w mojej ocenie lepiej pasowałyby do tej maszyny. Stąd wybór Comet Lake-U może nieco dziwić, także z powodów, które opiszę w sekcji wydajności. 

 

 

W testowanym modelu znajdował się 4-rdzeniowy i 8-wątkowy Intel Core i5-10210U, z którym zetknęliśmy się już parokrotnie, chociażby w Acer TravelMate P6. Nie jest to jednostka szczególnie mocna, ale też nie jest kierowana do segmentu wysokiej wydajności. Widać to chociażby po niskim taktowaniu bazowym (1,6 GHz). Maksymalna częstotliwość dla wszystkich rdzeni tego CPU to 3,9 GHz, a dla pojedynczego – 4,2 GHz. Procesor ten dysponuje iGPU Intel UHD Graphics 620, po którym oczywiście nie należy oczekiwać wysokiej wydajności.

 

Huawei zdecydowało się na zastosowanie pamięci RAM o pojemności 16 GB, działającą w trybie dwukanałowym, co należałoby oczywiście pochwalić… gdyby nie to, że są to wlutowane moduły LPDDR3-2133. To niestety oznacza, że wydajność ogólna komputera będzie nieco ograniczona, względem możliwości, jakie oferuje platforma Intela 10 gen. 

 

Na pochwałę zasługuje zastosowany tu nośnik danych. Huawei nie szukało tu oszczędności, wybierając wyjatkowo szybki SSD Samsunga o pojemności 512 GB. Samsung PM981 (MZVLB512HBJQ) to jeden z szybszych nośników M.2 PCIe 3.0 x4 dostępnych na rynku. To objawia się w postaci bardzo żwawego działania komputera, wszędzie tam, gdzie konieczne są operacje na nośniku danych. 

 

Wydajność

 

O ile z zewnątrz Huawei MateBook X wzbudza zachwyt, o tyle jego specyfikacja techniczna budzi mieszane uczucia. Mamy tu wprawdzie całkiem przyzwoity procesor Intel Core i5-10210U, który, w normalnych warunkach, nie jest wprawdzie demonem szybkości, ale trudno uznać go też za ślamazarnego w codziennych zadaniach. Dlaczego wspominam o “normalnych okolicznościach”? Otóż Huawei MateBook X jest… pasywnie chłodzony. Tak, liczba wentylatorów w tym laptopie to zero. Nic, żadnego wentylatora. To oczywiście oznacza, że MateBook X jest całkowicie bezgłośny… ale niestety ma też konsekwencje w wydajności. Procesor działa tu z obniżoną wydajnością względem tego, czego można oczekiwać od tej jednostki Intela. Dlaczego tak się dzieje, opiszę później, póki co, skupmy się na wynikach. 

 

 

Gdyby sondować wydajność wyłącznie w oparciu o Cinebench R20, to można uznać, że mamy do czynienia z laptopem oferującym właściwie normalne osiągi dla Core i5-10210U. Tak jednak nie jest, a wrażenie to powstaje, ponieważ Cinebench jest testem stosunkowo krótkim.

 

 

W PCMark jest dość przeciętnie – wydajność komputera w ujęciu ogólnym nie wykracza poza średnią.

 

 

PassMark ujawnia już pierwsze wady i zalety tego laptopa jeśli chodzi o wydajność. CPU spisuje się najwyżej przeciętnie, przy czym należy zaznaczyć, że jest to test, który nie charakteryzuje się stałym, wysokim obciążeniem procesora. Wychodzi natomiast zastosowanie starszego, wolniejszego typu pamięci – widać je w wynikach związanych z grafiką, bowiem zintegrowany układ graficzny korzysta właśnie z RAM komputera. Rewelacyjny wynik natomiast notuje nośnik danych. W tym względzie zero zaskoczenia.

 

 

Testy spod znaku 3DMark skupione są na wydajności graficznej. Ponownie tu dostajemy pokaz tego, co dzieje się, kiedy producent zastosuje starszy typ pamięci RAM. Niestety, widać też słabą pracę CPU – 5,5 tysiąca punktów w teście fizyki z Fire Strike to około 1000 punktów mniej niż należy oczekiwać. Test ten polega głównie na CPU. Coś jest więc nie tak.

 

 

Uruchomiliśmy więc zestaw testów oparty na Blenderze. Dla mniej wtajemniczonych – testy te pokazują jak komputer radzi sobie z renderingiem 3D i trwają naprawdę długo. Oznacza to, że wpływ Turbo Boost jest tu nieco inny – najbardziej liczy się nie chwilowy wzrost wydajności, ale zdolność do jej utrzymania przez długi czas. I, niestety, Huawei MateBook X wypada tu wyjątkowo słabo.

 

Jak widać, wydajność ustępuje temu, co mogliśmy obserwować w procesorach podobnej klasy. Oczywiście, przeglądanie internetu, oglądanie filmów na YouTube czy Netflix nie stanowią tu zupełnie problemu. Wówczas procesor działa z niską częstotliwością, generujac niewiele ciepła, z którego odprowadzeniem pasywne chłodzenie MateBooka X daje sobie radę. Gorzej jednak, kiedy zmusimy smukłą konstrukcję Huawei do przejścia z trybu spacerowego nawet nie do sprintu, ale szybszego truchtu. Wówczas objawia się podstawowa wada tego modelu. 

 

Procesor klasy U, w 1-kilogramowym laptopie o grubości 16 mm, chłodzony pasywnie – co może pójść nie tak? 

 

Niestety, wydajność omówiona powyżej to efekt zastosowanego chłodzenia. Nominalne TDP procesora Intel Core i5-10210U to wprawdzie tylko 15W, ale chwilowo (niecałe pół minuty pod obciążeniem) wzrasta ono do 28W, na kilka sekund osiągając nawet 30W. To niestety wyraźnie zbyt wiele dla pasywnego chłodzenia i z początkowego 3,7 GHz na każdym z rdzeni taktowanie spada błyskawicznie do 3,2 GHz ratując CPU przed przegrzaniem. Osiąga on niestety 92 stopnie Celsjusza, a obniżenie taktowania to po prostu reakcja obronna komputera, zwana thermal throttlingiem. 

 

3,2 GHz, na czterech rdzeniach, to nie tak źle – powiecie. Owszem. Tyle, że CPU w MateBooku X utrzymuje ten stan jedynie niecałe pół minuty. Po tym limit energetyczny spada do nominalnych 15 W, a wraz z nim taktowanie – do 2,4 GHz. 

 

 

Nadal – nie tak źle. 4 rdzenie pracujące z częstotliwością 2,4 GHz… chyba już domyślasz się, drogi czytelniku, że to nie jest ostatni krok. Limit mocy systematycznie spada od tego momentu, by ostatecznie po kilku minutach stałego obciążenia osiągnąć 7W. Procesor wychładza się wówczas z około 80 do 60 stopni. Częstotliwość? A jakże, też spada, i to poniżej wartości bazowej, która, przypominam, nie jest zbyt wysoka, bo wynosi 1,6 GHz. I tak oto biedny Core i5-10210U musi radzić sobie z obliczeniami polegając na taktowaniu w zakresie od 1,4 GHz do 1,6 GHz. 

 

 

Może lepiej było po prostu zastosować procesor klasy Y? Przy pasywnym chłodzeniu zapewne lepszym wyborem byłby któryś z układów Ice Lake lub Amber Lake. Sądzę, że taki Core i7-10600G7 byłby znacznie lepszym wyborem, mając niższe TDP (9 W), a zegar-w-zegar uzyskując lepszą wydajność niż Comet Lake-U. 

 

Ale… czy to takie ważne?

 

No dobrze, wiemy już że przy długotrwałym obciążeniu Huawei MateBook X radzi sobie niespecjalnie dobrze. Nie nadaje się więc do prowadzenia dużych, złożonych obliczeń, a wysoką wydajność uzyskuje tylko na chwilę, kilku ledwie sekund, z pewnym rozszerzeniem na kolejne pół minuty. Nie polecam więc np. składania dużych plików video, bardziej złożonej obróbki audio, o projektach 3D nie wspominając. Tyle tylko… że to nie są zadania, do których tworzone są takie jak ten komputery.

 

 

MateBook X raczej będzie mierzył się z zadaniami takimi jak przeglądanie sieci, edytowanie dokumentów tekstowych, praca na danych w Excelu czy oglądanie filmów w popularnych serwisach streamingowych. W tych zadaniach CPU nie jest silnie obciążony dłużej niż kilka sekund, potrzebnych np. na otwarcie dużego pliku, zastosowanie określonego filtra itd. Nawet filmy w 4K nie stanowią obciążenia zdolnego wywołać opisany powyżej efekt. 

 

Przyznaję, że podjąłem pewien eksperyment, pracując kilka dni właśnie z MateBookiem X. Laptop Huawei zastępował mi w tym czasie mojego Swifta 5 SF515, wyposażonego w procesor Core i5-8265U – jednostkę w gruncie rzeczy bardzo podobną. Chciałem sprawdzić czy w codziennych działaniach dostrzegę problem z wydajnością w lekkim MateBooku X. Mój typowy dzień pracy polega na intensywnym korzystaniu z przegladarki internetowej. I kiedy piszę “intensywnym” to mam na myśli nieraz 30-40 kart w Chrome, otwartych jednocześnie w kilku oknach przeglądarki. Na ogół w kilku uruchomiona jest edycja dokumentu w chmurze, na innej karcie leci streamowana muzyka, a w kilku kolejnych pootwierane są przeróżne treści z zagranicznych serwisów, skrzynka mailowa, Facebook, LinkedIn i czasem sam nie wiem co jeszcze. Zwykle otwarte mam także narzędzie do edycji grafiki. Sądzę, że wielu ludzi pracuje obecnie w podobny sposób. MIędzy oknami przełączam się zwykle dość szybko i często. 

 

 

Nie mogę powiedzieć, aby laptop Huawei w jakiś sposób dał mi odczuć, że wymagam od niego zbyt wiele. Mało tego, zdaje się działać nieco żwawiej niż moja maszyna – pomimo iż wszystko realizuje przecież w wyższej rozdzielczości. Mówiąc krótko, Huawei MateBook X nie dysponuje wydajnością, jaką oczekiwalibyśmy po specyfikacji, jednak nie oznacza to, że źle się go używa. Wręcz przeciwnie, w zadaniach, do których został stworzony wydajność ma dość marginalne znaczenie. 

 

By nie pozostawić wątpliwości – podstawowy zarzut wobec konstrukcji Huawei pozostaje faktem – nie dostarcza wydajności, jaką obiecuje specyfikacja. Z drugiej jednak strony, problem pojawia się przy obciążeniu trwającym dłużej niż kilka minut – zanim CPU zdoła spaść do żenująco niskich częstotliwości, większość typowych zadań zostanie już dawno zakończona.

 

Kultura pracy i temperatury

 

Jak nietrudno się domyślić, Huawei MateBook X nie generuje hałasu wcale. Jako konstrukcja pozbawiona wentylatora jest po prostu bezgłośny. To, co było wadą w kontekście wydajności, jest zaletą dla osób szczególnie wyczulonych na komputerowy szum. 

 

Inna sprawa to nagrzewanie się obudowy i podzespołów. Jak wspomniałem wyżej, procesor potrafi osiągnąć nawet powyżej 90 stopni. Na szczęscie na samą obudowę nie przenosi się to zbyt mocno. Najcieplejszy punkt to lewy górny róg, przy czym nie, jak to często bywa, od spodu, a z wierzchu. Zanotowana tam temperatura to 44,5 stopnia. Ciepło, ale daleko od nieprzyjemnie parzących temperatur osiąganych przez niektóre konstrukcje dla graczy. 

 

Większość spodu obudowy nie osiąga więcej niż 37 stopni, przy czym różnica między obciążeniem i zwykłą, codzienną pracą jest marginalna – tak czy owak CPU schodzi do 7 W TDP i taktowania bazowego. 

 

 

Czas pracy na baterii

 

W MateBooku X znajdziemy akumulator o pojemności 42 Wh. To niedużo, zwłaszcza jak porównamy ten wynik z innymi konstrukcjami w okolicy 1 kg. Czas pracy w realnym działaniu z przeglądaniem sieci na wielu kartach, z jasnością matrycy ustawioną na 30%, to 6h i 40 minut. Warto odnotować, że na rynku znajdują się konstrukcje, które są w stanie niemal podwoić ten wynik. 

 

Podsumowanie – urzekający, ale …

 

Jeśli z powyższego tekstu odnieśliście wrażenie, że z MateBookiem X się nie polubiłem, to jesteście w błędzie. Pomimo jego wad, związanych przede wszystkim z niewłaściwym, w mojej opinii, wyborem platformy sprzętowej przez producenta, to naprawdę ciekawa konstrukcja. Używałem go przez kilka dni zamiast swojej codziennej maszyny do pracy i nie mogę powiedzieć, bym czuł, że chcę do niej wrócić. 

 

 

Jednocześnie braki w wydajności to coś, co z pewnością jest największą wadą Huawei MateBook X. Widać je głównie w benchmarkach, są niedostrzegalne w typowych zadaniach jakim poddawane są komputery ultramobilne. 

 

Jestem przy tym świadom, że, zwłaszcza w naszej części Europy, żyjemy nieco w “kulcie cyferek”, szukając zwykle najlepszej możliwej wydajności za konkretną kwotę. Przez wiele lat nasz rynek był rynkiem ceny i pozostaje nim do dziś w tym względzie, że raczej oglądamy każdą złotówkę przed jej wydaniem. Za tą złotówkę chcemy jak najwięcej punktów w benchmarku X, możliwie dużo rdzeni, najwyższe taktowanie etc. W tej dyscyplinie Huawei MateBook X wypada, niestety, bardzo słabo. Tyle tylko, że to nie jest “jego sport”. On ma być lekki, elegancki i bardzo funkcjonalny.

 

I taki jest. Pod względem designu może konkurować dosłownie z każdym laptopem na rynku. Ma też świetny ekran, wygodną klawiaturę, znakomity touchpad i fenomenalną jakość wykonania. Mógłby też nieco dłużej pracować na baterii. Niestety, cena 6500 zł wydaje się zbyt wysoka, jak za sprzęt, któremu brakuje nieco do tego, co wynikałoby ze specyfikacji. Oczywiście, wiele laptopów w ostatnim czasie dotyka problem power throttlingu CPU lub throttlingu termicznego. Huawei MateBook X jest po prostu bardziej wyrazistym przypadkiem. 

 

 

Czy zatem mogę go polecić? Jeśli jednak pracujesz głównie z przeglądarką, edytorem tekstu, Excelem czy PowerPointem, a przy tym jesteś estetą, czułym na design użytkowy, to jak najbardziej, MateBook X może być maszyną w sam raz dla Ciebie. Spadku wydajności nie zauważysz nigdy, ale gwarantuję, że wielu zauważy twojego notebooka. 

 

https://itreseller.com.pl/itrnewamd-ryzen-5000-maja-pozbawic-intela-korony-wydajnosci-w-grach-imponujace-wyniki-wydajnosci-przedstawione-podczas-premiery-nowych-cpu/

Dodaj komentarz

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

POLECANE

3,272FaniLubię
10,608ObserwującyObserwuj
1,570SubskrybującySubskrybuj

NOWE WYDANIE

POLECANE

NAJNOWSZE